Czy zabije nas zwykłe przeziębienie?

Coraz częściej poruszane są tematy, że antybiotyki, które uratowały ponad 100 lat temu ludzkość, przez co dzisiejsza populacja liczy sobie miliardy ludzi, przestają działać i ludzie, tak jak w zamierzchłych wydawałoby się czasach, nie mają się czym bronić. Dyskusje i ostrzeżenia pojawiają się od wielu lat, ale konstruktywnych rozwiązań nie widać. Mówi się, że za dużo bierzemy antybiotyków. Bezpośrednio – w czasie choroby – nie sądzę. Kiedy byłem dzieckiem uważam, że przepisywało się ich znacznie więcej. Wiele razy dostawałem zastrzyki. Teraz zarówno ja, jak i moje dzieciaki bierzemy antybiotyki średnio co 2-3 lata, przy poważniejszych zachorowaniach.

Moim zdaniem problem tkwi w żywności. Użalamy się nad losem zwierząt w małych gospodarstwach (nie żeby to było źle), a nie zauważamy w jakich warunkach żyją zwierzęta na wielkich fermach, jak żyją i jak umierają. Nie zauważamy, że są cały czas szprycowane antybiotykami, bo jakby jedno zwierzę zachorowało, a są ściśnięte jak sardynki w puszce, to padłaby cała farma i jakie straty… No i przez takie myślenie i zgodę na takie działanie, codziennie jesteśmy szprycowani antybiotykami. Nic więc dziwnego, że bakterie ewoluują w coraz to bardziej odporne, bo z bakteriami i antybiotykami jest jak z inflacją – ceny i wynagrodzenia prześcigają się. Dlatego uważam, że jeśli rządzący nie skończą kłócić się o pierdoły i nie zajmą się wdrożeniem restrykcyjnego prawa w tym zakresie, które byłoby równie restrykcyjnie przestrzegane, to obudzą się z przysłowiową ręką w nocniku, bo problem sam nie zniknie…

A ja najbardziej lubię Zakopane wiosną

Mówcie sobie co chcecie, ale jak w temacie – ja najbardziej lubię Zakopane, a właściwie Tatry, wiosną. Raz, że w porównaniu do zimy czy późnego lata, jest mniej turystów. Łatwiej więc można dojechać Zakopianką i nie trzeba się przepychać na Krupówkach.

A dwa, i przede wszystkim, można sobie pochodzić po górach, z bielejącymi jeszcze szczytami, a jednocześnie nacieszyć oczy soczystą zielenią łąk i niezapomnianym widokiem całych połaci kwitnących krokusów. Aż mnie korci, żeby zrobić już rezerwację na jakiś weekend w moim ulubionym pensjonacie (tak na wszelki wypadek), ale ponieważ zima nam się bardzo przedłużyła, chyba nie zaryzykuję „strzelać” najlepszego terminu, tylko będę dzwonił i się dowiadywał. Jeśli ktoś nie był jeszcze, a chciałby zwiedzić Zakopane, nocleg polecam spędzić w Willi Szafran, to naprawdę świetne miejsce.

Panta rei

Panta rei – ciągle po głowie mi chodzi jak patrzę na pogodę za oknem. Co prawda nie żałuję, że świąteczny (i przedświąteczny) śnieg w końcu się topi, ale te spływające potoki i chlapa są dość męczące. Niestety tyle się go uzbierało, że jeszcze chwilę potrwa zanim będziemy mieli czyste ulice, to znaczy mam na myśli bezśnieżne, bo zanim będą czyste to potrwa jeszcze dłużej. Pewnie zaraz się dowiemy, że zima była długa, kasa na utrzymanie dróg się skończyła i jak ktoś chce mieć porządek to niech sobie sam pozamiata koło swojego przybytku.

Po Świętach

No takich Świąt nie pamiętam… Bite dwa dni mniej lub bardziej intensywnego śniegu. Pamiętam zimne Święta (tak mi się wydawało, że były zimne), ale temperatura była na plusie i nie było śniegu; pamiętam Święta deszczowe, pamiętam słoneczne i pamiętam tak ciepłe, że się biegało w krótkich spodenkach i koszulce, z wiadrem w ręku w lany poniedziałek… A tu tym razem, dla odmiany rzucaliśmy się kulkami. Nie żeby mi to przeszkadzało, bo wolę zimę od lata, ale na pewno było to coś nowego.

A tak się prezentował widok za oknem:

A teraz siedzę sobie i szukam nowych kanałów dystrybucji. Coś czuję w kościach, że trzeba będzie bardziej przenieść się do internetu. Szukam dobrej firmy, która zajmuje się tworzeniem sklepów internetowych. Znalazłem taką. Wygląda mi to dość profesjonalnie, bo na umowę z freelancerem drugi raz się nie nabiorę. Ich sklepy internetowe prezentują się ciekawie (zwłaszcza pewnej hurtowni hydraulicznej), więc może się skuszę… Ech, żeby już ten kryzys się skończył…