Czy zabije nas zwykłe przeziębienie?
Coraz częściej poruszane są tematy, że antybiotyki, które uratowały ponad 100 lat temu ludzkość, przez co dzisiejsza populacja liczy sobie miliardy ludzi, przestają działać i ludzie, tak jak w zamierzchłych wydawałoby się czasach, nie mają się czym bronić. Dyskusje i ostrzeżenia pojawiają się od wielu lat, ale konstruktywnych rozwiązań nie widać. Mówi się, że za dużo bierzemy antybiotyków. Bezpośrednio – w czasie choroby – nie sądzę. Kiedy byłem dzieckiem uważam, że przepisywało się ich znacznie więcej. Wiele razy dostawałem zastrzyki. Teraz zarówno ja, jak i moje dzieciaki bierzemy antybiotyki średnio co 2-3 lata, przy poważniejszych zachorowaniach.
Moim zdaniem problem tkwi w żywności. Użalamy się nad losem zwierząt w małych gospodarstwach (nie żeby to było źle), a nie zauważamy w jakich warunkach żyją zwierzęta na wielkich fermach, jak żyją i jak umierają. Nie zauważamy, że są cały czas szprycowane antybiotykami, bo jakby jedno zwierzę zachorowało, a są ściśnięte jak sardynki w puszce, to padłaby cała farma i jakie straty… No i przez takie myślenie i zgodę na takie działanie, codziennie jesteśmy szprycowani antybiotykami. Nic więc dziwnego, że bakterie ewoluują w coraz to bardziej odporne, bo z bakteriami i antybiotykami jest jak z inflacją – ceny i wynagrodzenia prześcigają się. Dlatego uważam, że jeśli rządzący nie skończą kłócić się o pierdoły i nie zajmą się wdrożeniem restrykcyjnego prawa w tym zakresie, które byłoby równie restrykcyjnie przestrzegane, to obudzą się z przysłowiową ręką w nocniku, bo problem sam nie zniknie…