Lato wszędzie

No to zrobiło nam się lato. Nie ma co narzekać, skoro znaczna część społeczeństwa wyjeżdża w czasie wakacji (i nie tylko) do „ciepłych” krajów, a pozostała część, z niewielkimi wyjątkami zimnolubnych, o tym marzy. Cieszmy się więc ciepłą pogodą. Osobiście lubię posiedzieć sobie na dworze w ciepełku, ale w domu wolę chłód, więc wietrzymy przez noc, a rano zamykamy okna i zaciągamy rolety. W ten sposób przez cały dzień jest przyjemny chłodek. I nie potrzeba żadnej klimatyzacji, ani żadnych wiatraków.

Ostatnio zastanawiam się jak skutecznie ukatrupić barszcz Sosnowskiego, który rośnie za płotem, na takiej nie koszonej łące, z której nam się tylko różne chwasty rozpylają. Ale ten barszcz wyjątkowo mnie wkurza, bo dzieciaki lubią przełazić przez płot i tamtędy skracać sobie drogę do kolegów i koleżanek. Niby wiedzą, że nie należy się do niego zbliżać, ale to tylko dzieci. Mają prawo do głupich pomysłów. Wycinałem już go kilka razy, ale i tak odrasta. Zastanawiałem się ostatnio czy nie podlać go czymś żrącym, jakimś specyfikiem do toalet czy czymś takim. Myślę, że środowisko od tego nie ucierpi, a nawet zyska na pozbyciu się intruza. Sam nie wiem.

W tym roku eksperymentalnie kupiłem i posadziłem morwę. Raz, że ponoć lubią ją szpaki, więc może moje ukochane czereśnie ocaleją, a dwa, że żona zaczęła kupować w aptece jakieś specyfiki z morwy. Zapewne drogie to jak chol… Nigdy nie przyznaje mi się ile wydaje w aptece, ale jak czasem muszę tam po coś wejść to nie mam ochoty przez długi czas już tam wracać. Więc kupiłem drzewko i niech sobie sama suszy liście, robi przetwory, suszone owoce czy co tam chce. Co prawda w tym roku niewiele tego, ale ponoć morwa szybko się rozrasta. 

Dzieciaki zostały u dziadków na wsi. Latają po łąkach z innymi. Młody już zaliczył kleszcza. Na szczęście dziadek wie jak wyciągnąć dziada. Wyszedł i śladu nie ma. I niech tak zostanie. A my mamy trochę czasu dla siebie 🙂