W lutym

Ostatnie 1,5 miesiąca było zbyt zimne, żeby jeździć na rowerze. Jeździłem więc z kumplami i z rodziną na narty. Zmiana dyscypliny sportu też jest czasem potrzebna. Zwłaszcza, że śniegu mamy w tym roku pod dostatkiem i szkoda byłoby go nie wykorzystać.

Od weekendu zapowiada się spore ocieplenie. Wrócę zatem do ulubionych wycieczek. Na razie po asfaltowych ścieżkach rowerowych, bo na polnych i leśnych za dużo błota jak na moje upodobania. W zeszłym roku nieźle się na takiej błotnej zagrzebałem. Była wywrotka i sporo czyszczenia – siebie i roweru. Ciekawe czy wcześniejsza wiosna już z nami zostanie, czy odwróci się do nas plecami w połowie marca i znowu przyjdzie zima… Na razie deszcz rozpuścił resztki śniegu i lodu. Odkrył za to zapiaszczone ulice i mnóstwo psich kup… Ludzie, sprzątajcie po pupilach!!!

W tym roku częściej bywam też na lodowisku. Mała się wkręciła, a z kimś raźniej. Padło na tatę, bo mama jak zwykle zajęta, jak nie w pracy to w domu. Moim zdaniem mogłaby sobie część prac odpuścić i przyłączyć się do nas, ale od razu jest biadolenie, że nie ma kto tego zrobić, więc po dwóch propozycjach odpuściłem. Cenię sobie spokój.

Za dwa dni Walentynki i wypadałoby coś kupić… Wiem, że tego się ode mnie oczekuje, ale nie mam pomysłu na coś oryginalnego. Waham się więc pomiędzy wizytą w sklepie jubilerskim a jakimś pakietem do spa, które kupują kumple swoim żonom… A czasu coraz mniej…

Cudowny wynalazek

Rower to jednak cudowny wynalazek. Dzięki niemu naprawdę poprawiłem kondycję w tym sezonie, choć na początku bywało ciężko. Po pierwszej konkretnej wyprawie tak moje kolana dostały w kość, że później przez pół nocy spać nie mogłem, a przez kilka kolejnych dni nie było lekko. Na szczęście nauczyłem się mierzyć zamiary na siły i uwzględniać moje możliwości i… wiek. Teraz mogę się pochwalić konkretną kondycją i przyzwyczajeniem do jazdy. Dlatego też postanowiłem w tym roku nie zamykać sezonu rowerowego, przynajmniej dopóki nie spadnie śnieg. Zamierzam jeździć, choć trochę, może nie codziennie, ale na pewno w weekendy. Szkoda byłoby zaprzepaścić efektów.

Niestety rodzina bakcyla nie złapała 🙁

Ubaw

Chyba muszę brać poprawki na mój wiek i przestać się wygłupiać zanim sobie coś zrobię. Dlaczego? Na przykład dlatego, że wybrałem się ostatnio z trzema kumplami pojeździć na rowerach. Nie było szybko, było bardzo rekreacyjnie. Taka wycieczka panów w hmm… średnim wieku… W końcu znudziło mi się i zamiast objechać grzecznie spadek terenu drogą dla wózków i rowerów, postanowiłem zjechać po schodach. Załóżmy, że to przez kiepskie wykonanie roweru, a nie moje dodatkowe kilogramy, ale rower się nieco połamał… Całe szczęście, że rower, a nie ja i że mi się coś nie wbiło. Koledzy mieli ubaw, ja straty: dumy własnej, roweru i nóg, które musiały drałować kilka kilometrów do domu. Roweru postanowiłem nie naprawiać i nie taszczyć ze sobą. Trafił do pana zbierającego złom. A ja mam jeszcze jeden wydatek do poniesienia podczas wakacji… 

Kondycja

Muszę popracować nad kondycją i to konkretniej niż kiedyś. Zdaje się, że czym człowiek starszy tym więcej czasu trzeba poświęcić sobie. Jeszcze na początku roku miałem ochotę wziąć udział w kilku konkretnych wyprawach trekkingowych w górach, w tzw. wyrypach. Póki co nie wybrałem się na żadną z nich. Wybrałem się za to z kumplami w zeszłą sobotę na 30-kilometrowy spacerek po niezbyt wysokich górach. I skutek jest taki, że w niedzielę byłem wypompowany, a do dziś mam zakwasy… Takiej prawdziwej wyrypy to pewnie w ogóle bym nie przeszedł, a jeśli jakimś cudem by mi się to udało, to przez kolejne kilka dni leżałbym plackiem i potrzebował pełnej obsługi 😉 Oj, starość nie radość.

I po świętach

Święta, święta i po świętach. Jak zwykle przed nimi było wielkie zaganianie do robienia przedświątecznych, wiosennych porządków, mimo niesprzyjającej pogody. Teraz, gdy pogoda robi się bardziej sprzyjająca do takich aktywności na szczęście mamy to już za sobą. A że po świętach nadal czuję się ociężały (pogoda nie sprzyjała nawet spacerkom, zatem siedziało się i jadło), więc planuję, tak jak wczoraj, zrobić sobie po pracy taki dwu – trzygodzinny wypad rowerowy. W zasadzie żałuję, że nie przyjechałem do niej na rowerze… Może jutro się uda, jeśli nie będzie padać. Oj, trzeba popracować nad kondycją i zrzucić zbędną „ocieplinę” zimową 😉

Zakaz handlu w niedziele

No to stało się. Od dziś wszedł w życie zakaz handlu w niedziele. Na razie tylko w dwie miesięcznie. Na wiele osób padł blady strach: i co my biedni ze sobą poczniemy mając niedzielę wolną? Trzeba będzie spędzić ze sobą trochę czasu, tak w domu, albo cholera wie gdzie… Może nawet trzeba będzie pogadać. Tylko o czym? Może o tym, że trzeba będzie w poniedziałek iść na zakupy i co by tu kupić… Oczywiście często wyjdzie na to, że mimo pełnych wózków na zakupy robione w soboty czegoś tam zabrakło. I na pewno będzie to niezbędny produkt powodujący spięcia w rodzinach. Może należałoby najpierw przeprowadzić badania czy wolne niedziele nie zwiększą liczby rozwodów?

Wiele osób pewnie powie, że przesadzam, ale taki wniosek mogę wysnuć z rozmów podsłuchiwanych w sklepach, zwłaszcza w kolejkach przed dniami, które wcześniej już były wolne. Oczywiście nie podsłuchiwałem specjalnie, ale jak w kolejce przed tobą stoją i rozmawiają znajomi, małżeństwa, albo osoba, która nie potrafi funkcjonować bez trajkotania do telefonu i snują swoje opowieści, to trudno się wyłączyć. W oczach wielu wolna niedziela jawi się jako tragedia narodowa w stylu: taki los zgotowali nam rządzący.

Jak dla mnie – cudownie. W końcu nie będę musiał wystawać przed przymierzalniami. Ba, nie będę się musiał nawet wykręcać od wyjazdu do galerii 🙂

Chcemy wracać

Jakieś takie mało kreatywne te moje dzieci. „Wywieźliśmy” je do dziadków. Wokół górki, śnieg, idealna zima w czasie ferii. A oni dzwonią, że chcą wracać, bo u dziadków jest wolny internet… No cóż, do weekendu będą musieli sobie radzić. Może w końcu odkryją inne rozrywki, w rzeczywistym świecie, a nie wirtualnym.

Bal?

Poprzedni rok skończył się pięknie, spokojnie. Był naprawdę dobry. Życzyłbym sobie, żeby każdy kolejny był co najmniej tak dobry jak on. Obecny zaczął się także dobrze, żeby nie powiedzieć bardzo dobrze. Pod koniec zeszłego złożyłem wniosek o podwyżkę i proszę, dostałem. W piątek cieszyliśmy się z dodatkowej kasy, dziś okazało się, że da się ją spokojnie wydać, bo żona zapisała nas na bal karnawałowy… I mniejsza z tym, że wyda się kasę, gorzej, że trzeba tam iść i tańczyć. Za jakie grzechy? Przecież byłem grzeczny w zeszłym roku 😉