Obsługa systemu ZUS

Wczoraj „rozbawiła” nas w pracy informacja o tym, że firma Comarch wygrała przetarg na utrzymanie Kompleksowego Systemu Informatycznego ZUS przez następne cztery lata, jak to ładnie napisano. Firma zaproponowała ponoć najniższe stawki. Ba, stawki o 130 milionów niższe od następnego konkurenta! Nota bene ten następny konkurent aktualnie obsługuje ZUS i ich oferta jakimś „przypadkiem” była taka jak chciał zapłacić „biedny” ZUS.

A zatem przez najbliższe 4 lata wszyscy będziemy się zrzucać na to, żeby ZUS mógł zapłacić Comarchowi bagatela 242 mln 33 tys. zł !!!! Dla porównania za tę kwotę ZUS mógłby utworzyć swój oddział informatyczny, który mógłby się zajmować obsługą informatyczną. Z pewnością z punktu widzenia choćby przetwarzania danych osobowych byłoby to lepsze i bezpieczniejsze rozwiązanie. I nie mówicie mi, że za mało by zarabiali i nie znaleźliby się chętni, ponieważ… 

….za kwotę przetargu można zatrudnić na 4 lata 300 informatyków z wynagrodzeniem 16.807,85 zł miesięcznie. A przecież nie byłaby to praca na 4 lata, bo za 4 lata znowu będzie przetarg i – przypuszczam – pójdzie na niego podobna kasa…

Pewnie niejeden emeryt chętnie by się douczył informatyki, żeby znaleźć takie zatrudnienie…

Inwazja pająków

Chyba robi się zimno, bo mamy prawdziwą inwazję pająków. Wystarczy tylko okno otworzyć, żeby przewietrzyć, a już się pchają. Muszę kupić jakiś preparat do psikania, bo wczoraj dzwoniła spanikowana żona, która wróciła szybciej niż ja z pracy, żebym szybko przyjeżdżał, bo w kuchni jest PAJĄK. Pewnie potraktowałaby go tasakiem, gdyby go miała i nie bała się podejść tak blisko 🙂 Jesień.

Już od jutra

Już od jutra rozpoczynają się Światowe Igrzyska Sportowe (The World Games 2017), a konkretnie igrzyska sportów nieolimpijskich. Nie wybieram się na otwarcie, bo jakoś nie zachęcili mnie programem, ale chętnie przeszedłbym się na któreś zawody. Myślałem o żużlu, ale moje myślenie trwało zbyt długo i się bilety rozeszły. Postanowiłem sprawdzić rolki – jazdę szybką na torze – i tam się wybieram z Młodym. Myślimy jeszcze o łucznictwie i sportach lotniczych. Przy okazji żona wyraziła ochotę obejrzenia jazdy figurowej i już kupowałem bilety, kiedy stwierdziłem ze zdziwieniem, że impreza odbędzie się w Świdnicy. Niby nie daleko, ale nie ma szans tam pojechać ze względu na pracę. Nie ma jak informacja gdzie odbędą się które zawody.

Szczerze mówiąc samą organizacją jestem mocno zawiedziony. We Wrocku porozwieszali billboardy informujące o imprezie z okazji otwarcia Igrzysk. Na słupach wywiesili jakieś proporczyki i to w sumie tyle. Będąc ostatnio na dworcu PKP stwierdziłem ze zdziwieniem, że nawet tam brakuje informacji. A przecież to byłby najlepszy przekaz, żeby w takich publicznych miejscach, gdzie przyjeżdżają w końcu kibice zamontować tablice z informacjami jakie zawody, kiedy i gdzie się odbędą (z mapką). Nawet sama strona internetowa taka jakaś mało intuicyjna. Krótko mówiąc: organizacja pod psem. A jestem pewien, że wiele osób chętnie by się przejechało i popatrzyło, gdyby łatwiej uzyskały wiedzę gdzie jechać i kiedy.

A z innych wiadomości, to dziś zadziwiła mnie informacja, że ZUS nadal nie jest zinformatyzowany (mimo, że od 20 lat wydaje horrendalne kwoty na swój system, których nigdy żadna normalna firma by nie wydała). W związku z czym planuje kolejny przetarg stulecia na nowy system. Który pewnie spowoduje konieczność zatrudnienia nowych ludzi do jego obsługi. Nie ma jak zadłużony, niewydolny moloch, który ma tę przewagę nad przedsiębiorcami, że zawsze może wyciągnąć kasę ze Skarbu Państwa, wydaje kolenie krocie. Szkoda gadać. A my się zastanawiamy czy wynająć firmę do mycia elewacji, czy przejechać ją Karcherem we własnym zakresie… Miło byłoby też tak nie liczyć się z kasą… A tymczasem trzeba jakoś pospinać wakacyjny budżet.

Dobrze, że chociaż pogoda dopisuje. I oby tak do końca wakacji. Bez szalonych upałów, które powodują pożary i bez nadmiernych deszczy, które powodują powodzie. Takie piękne polskie lato. Jak dla mnie w sam raz.

Głupota

Żeby nie było, że chwalę się tylko inteligencją, dziś przyznam się do klasycznej głupoty. Otóż, wróciwszy wyjątkowo wcześnie z pracy doszedłem do wniosku, że weekend spędziłem ponadprzeciętnie leniwie. Dlatego postanowiłem wybrać się na rolki. Nie zwracając wcześniej uwagi na okoliczności przyrody. No może poza tym, że doszedłem do wniosku, że pięknie świeci słońce, więc jest ok. Zanim dotarłem do ścieżki rowerowej, obstawiam, że spaliłem cały obiad, lunch, a może nawet śniadanie. Jakoś umknął mi fakt, że strasznie wieje. W taką pogodę należałoby wziąć ze sobą żagiel i zwrócić uwagę na to gdzie wiatr gna, żeby nie wjechać gdzieś na drogę. Po jakiejś pół godzinie, może trochę później, wróciłem kompletnie zmordowany. Aktywności na dziś mi wystarczy. Na jutro też.

W maju

Ostatni wpis niby z poprzedniej „epoki” – tej bardziej zimowej, mimo że z końcówki kwietnia, choć po zapowiedziach nocnych przymrozków, mam poważne obawy czy rzeczywiście przyszła już wiosna. Na nartach byłem, a jakże. Rodzina nie miała ochoty pojechać, ale też się nieszczególnie fochowała. Po prostu nie mieli ochoty na zimowe klimaty. Pojechałem z trzema kumplami i naprawdę dało się poszusować. Zresztą tydzień później też by się dało, ale znajomi zarządzili „majówkę za wszelką cenę”, więc był grill. Na szczęście zrobiliśmy go na początku majówki, kiedy nie było jeszcze tak zimno ani deszczowo, więc nie było szczękania zębami. Jednak wiele rzeczy, które planowałem zrobić na dworze wiosną leży jeszcze odłogiem i jest przekładane z weekendu na weekend. Mam nadzieję, że w końcu pogoda się poprawi i wszystko da się nadrobić. Zresztą co tu dużo gadać, nawet opon jeszcze nie przekładałem, a mamy już 9 maja!!! Ale skoro synoptycy wróżą – oby z fusów – zimny maj, a dziś gdzieniegdzie poprószyło, to nie będę się spieszył.

Przykra sprawa, jeden z kumpli się rozwodzi. Niby po przyjacielsku, ale mam wrażenie, że bardziej tam zgrzyta niż chcieliby pokazać. Oczywiście nikt się nie wtrąca, bo ja (i pozostali kumple) mamy nadzieję na utrzymywanie z nim kontaktu, a żony – z nią. Więc oby doszli do porozumienia i rozstali się bez fajerwerków. Przypuszczam, że dobrze by było, żeby wspomógł jakiś dobry adwokat, zwłaszcza że mają kredyty i pomógł by ustalić zasady opieki nad dzieciakami. Zresztą nieważne. Kumpla trzeba by zabrać na jakieś wypady, żeby się chłop nie załamał. A może jeszcze się żona rozmyśli… Z kobietami nigdy nie wiadomo. 

Przedwczoraj dzieciakom kazałem zrobić porządek w pokojach, bo zagracone mieli kompletnie. No to się zemścili… Przynieśli mi swoje hulajnogi, deskorolki, kaski i ochraniacze i oświadczyli, że wolą jeździć na rowerach, więc żebym im to sprzedał, a kasę wrzucił do skarbonki… Nie wymigam się, tym bardziej, że sam ich uczę, że używanych, ale dobrych rzeczy się nie wyrzuca, bo raz, że komuś jeszcze mogą się przydać, a dwa, że zawsze trochę pieniędzy się odzyska na następne zakupy. Ech.

Przyłączyć się czy nie

Przyłączyć się do ogólnorodzinnego bojkotu zimnej wiosny i spędzić z nimi weekend w domu, czy wyciągnąć schowane już zimowe ciuchy i wyskoczyć z kumplami na narty? – oto jest pytanie. Nie jakieś tam banalne: być albo nie być? Co prawda wyjazd narazi mnie na niezadowolenie małżonki, ale… Ale za to będzie miło na nartach. A po powrocie… cóż, zawsze można wziąć nadgodziny 😉 Kto wie kiedy następnym razem będzie tyle śniegu? Może się zdarzyć, że przyszła zima będzie ciepła i się nie pojeździ.

No to decyzja już chyba została podjęta. Dobrze jest czasem przelać myśli na „papier”.

Jestem inteligentny :)

Jakie to pocieszające, choć może nie powinno być, po ponoć mądrym ludziom źle żyć wśród głupców, a jednak tych inteligentnych jest mniej… Na szczęście nie u mnie w pracy 🙂 Ale od początku. Jeden z kumpli dziś w pracy mówił, że jego żona znalazła ostatnio jakieś badania (nie będę się wypowiadał co do ich jakości, w końcu są dla mnie na plus 😉 ) dotyczące inteligentnych ludzi. Wychodzi na to, że inteligentni są bardziej leniwi (to ja), lubią dłużej siedzieć w nocy i później wstawać (też ja), są najstarsi z rodzeństwa (ja), szczupli i wysocy ( 🙂 ), liberalni (czasem aż nadto) i mają poczucie humoru (to oczywiste, skoro piszę ten artykuł) 🙂 Tych „cech charakterystycznych” było dużo więcej, ale nie chce mi się wszystkich przytaczać. Co prawda moja inteligencja jest ograniczona, bo nie posiadam kota i powiedzmy sobie szczerze: nigdy posiadać nie będę, bo nie lubię sierściuchów, ale i tak jest ok 🙂

To tak się chciałem pochwalić 😉

Kryzys

Dopadł mnie jakiś kryzys… twórczy. Trudno mi się skupić na pracy. Zamiast tego prowadzimy z kumplami jakieś bezsensowne dyskusje, albo siedzę i gapię się przez okno na mój zasyfiony samochód, którego ostatnio nie miałem czasu umyć. Zresztą, poza myciem przydałoby mu się też woskowanie i odkurzanie. A może również zmiana opon na letnie. Chociaż nie, jeszcze się wstrzymam. Skoro w NY spadło wczoraj tyle śniegu, to może i u nas pogodzie jeszcze odbije i przyprószy… Zasadniczo uważam, że jak ktoś ma pracę twórczą – wymyślanie jakichś tekstów, prototypowanie, malowanie, to powinien w ramach pracy co jakiś czas móc pojechać gdzieś w plener zrelaksować się, odświeżyć umysł, nabrać energii i natchnienia. Co prawda po urlopie trudno wejść w rytm regularnej pracy, ale za to człowiek wraca z nowymi pomysłami i tylko kwestią czasu jest kiedy i jak wprowadzi je w życie ku chwale zakładu pracy 😉

A ja tymczasem zamiast odpoczynku mam nadmiar zajęć zarówno w pracy jak i w domu. I ani od jednych, ani od drugich urlopu nikt mi nie da… Do tego żona złośliwie twierdzi, że to być może kryzys wieku średniego… Oj, nie chciałaby…

Czytałem dziś, że ma powstać remake „Muchy”, a właściwie remake ramake’a „Muchy”, bo pierwsza wersja pochodzi z 1958 r. (i doczekała się zresztą także kolejnych części). Jak widać nie tylko mi brak pomysłów. Także w kinematografii najwyraźniej dochodzą do wniosku, że wszystko już było i co prawda życie pisze różne scenariusze, ale ilość kombinacji jest ograniczona. Nawet jak przeniesiemy akcję w kosmos, do świata fantasy czy w odległą przeszłość. Poza tym, po co się wymóżdżać jak można zbudować coś na bazie sprawdzonego gotowca… 

A przy okazji taka refleksja mi się nasunęła: od małego mówiono mi o szacunku do książek. Ale albo moi rodzice mieli słabość do klasyki, albo wtedy wybór książek był niewielki i jakiś taki dokładniej wyselekcjonowany. Tak czy inaczej trudno mi szanować przeważającą ilość „książek”, które można teraz kupić w księgarniach. Istne jednorazówki (albo coś, czego w ogóle ze względu na stratę czasu i wpływ na mózg lepiej nie tykać). Zadrukowany papier o niewielkiej wartości. Zresztą widać to najlepiej po tym ile z tych „świetnych, modnych pozycji” trafia później na marketowe wyprzedaże po cenach makulatury…

Dobra, kończę, bo marudzę. Czas popracować.

W końcu

W zeszłym miesiącu moja droga Małżonka naczytała się o zaletach kuchni śródziemnomorskiej i postanowiła zmienić nasz jadłospis. Po miesiącu odżywiania się warzywami, rybami i owocami morza zasugerowałem powrót do kuchni polskiej. Może nie jest tak zdrowa, ale dałbym wiele za porządnego steka, schaboszczaka czy żeberka. Małżonka stwierdziła, że przechodzę kryzys związany ze zmianą diety, i że jeszcze trochę i się przyzwyczaję… Masakra. Po kilku „przedobiadach” w restauracji, postanowiłem – również z żalu dla dzieci – podejść do tematu naukowo. Znalazłem sporo publikacji naukowych, w których stwierdzono, że jedzenie ryb nie jest tak zdrowe jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu, bo morza i oceany mamy w znacznej mierze zanieczyszczone i że zdecydowanie nie zaleca się spożycia ryb częściej niż 2 razy w tygodniu. Niektórzy nawet piszę o jednym razie. Tym bardziej, że sporo ryb trafiających na nasze stoły to ryby z różnorakich hodowli faszerowane lekami i śmieciami. Poza tym zarówno ryby, jak i – zwłaszcza – owoce morza, które trafiają do naszego pięknego kraju, nie są tak wysokiej jakości jak te trafiające choćby do Francji, Niemiec czy Japonii. Po wielkich oporach, postanowiliśmy, że sałatki śródziemnomorskie zostają, więcej warzyw też, ale poza tym wracamy do podstawy w postaci różnego rodzaju bardziej tradycyjnych mięs i ziemniaków. Więc wielkie uff… Dziś na obiad ponoć będą żeberka 🙂 🙂 🙂 Z ziemniakami i sałatką grecką 🙂

Już

Już Nowy Rok. Znaczy od 9 dni, ale dopiero teraz udało mi się usiąść i coś napisać. Niestety ten rok będzie dla mnie przełomowy, bo zmieni mi się liczba z przodu na moim życiowym liczniku, a to jakoś boli, nie tylko kobiety, jak się okazuje. Zatem w tym roku nie pałam euforią na myśl o imprezie i spotkaniu ze znajomymi. Raczej wolałbym, żeby się to odwlekło i generalnie, żeby czas mi się dłużył. Problem polega na tym, że raczej nie zwolni, bo w pracy jest tyle roboty, że żyję od weekendu do weekendu i nic nie zapowiada zmiany tempa.

No dobrze, zatem postanowiłem sobie wykorzystać te wolne weekendy. Najbliższy spędzę na nartach, bo zima w naszym klimacie jest nieprzewidywalna i nie wiadomo jak długo poleży śnieg, a nie chce mi się latać do Włoch czy Grecji, żeby go zobaczyć 😉

Bawcie się dobrze w tym Nowym Roku.