Każdemu po równo
Po ostatnich doniesieniach prasowych o tym, że na Majdanie rządzą radykalne ugrupowania, które w dodatku zamierzają dążyć (cokolwiek to słowo w ich wydaniu znaczy) do zwrotu Ukrainie ich etnicznych terenów (obecnie Polskich), radykalnie zmieniły się komentarze pod artykułami z aktów poparcia na nieobliczalna hołota, która za wzór stawia sobie morderców. Nie będę pisał o historii ani odnosił się do „żądań terytorialnych”. Tak mi jednak przyszło do głowy: czy my stoimy w rozwoju mentalnym naprawdę dużo wyżej? Na pierwszy rzut oka tak, ale czy to nie pozory. Od 1989 r. upłynęło 25 lat (!!!), a nasze myślenie w wielu kwestiach nadal przypomina tamto. Nadal aktualne są hasła: każdemu po równo (bez względu na to co robi, ile robi, jaka jest jego odpowiedzialność) i czy się stoi czy się leży i tak się należy. Przykład: wystarczy napisać artykuł o przedsiębiorcach i pracownikach, albo jeszcze lepiej – o umowach śmieciowych i od razu mamy komentarze o tym w jakim luksusie pławią się pracodawcy i jak to wykorzystują biednych pracowników. Nikomu z hejterów nie przyjdzie do głowy, że:
* w Polsce nie ma obowiązku pracy, tym bardziej nie ma obowiązku pracy u danego przedsiębiorcy,
* nie ma innej pracy? No cóż, mamy swobodę zakładania działalności gospodarczej, więc wystarczy zarejestrować firmę w urzędzie gminy, żeby dołączyć do grona „bogaczy – przedsiębiorców”,
* pracodawca musi w terminie wypłacić pracownikom pensje, nawet jak nie ma wystarczających środków, więc niejednokrotnie musi się po to zadłużać,
* jeśli przedsiębiorca nie trafi z produktem w rynek albo przeszacuje koszty, musi działalność zlikwidować zostając zwykle z długami, na które pracownicy przecież zrzuty nie zrobią, żeby wszyscy stracili źródło dochodów na tych samych zasadach,
* żeby rozkręcić działalność, a zwykle również później, trzeba pracować nie 8 godzin i do domciu, tylko 15-16 + soboty i niedziele.
Podobnie, wystarczy napisać artykuł o lekarzach, żeby odezwały się oburzone głosy. Ale nikomu nie przyjdzie do głowy, że:
* swoją wiedzę na temat funkcjonowania szpitali i pracy lekarzy czerpią w 80% nie z własnego doświadczenia tylko z opowiastek innych,
* nikt nie zadał sobie trudu obliczenia ilu pacjentów wychodzi ze szpitala zdrowych, a ile umiera i z jakiego powodu (w ilu przypadkach były to choroby nieuleczalne lub po prostu starość, a w ilu błędy lekarskie),
* w Polsce brakuje lekarzy, więc sugestie, żeby każdy z nich pracował nie więcej niż 8 godzin dziennie i zakaz dyżurowania spowodują, że powstaną szpitale doraźne – z pomocą udzielaną przez 8 godzin a później do domu, bo zamykamy i proszę przyjść rano,
* sugestie, żeby lekarze wybierali pomiędzy pracą w szpitalu a prywatnie spowodują, że w szpitalu będą pracować wyłącznie lekarze przed zrobieniem specjalizacji i tylko w takim zakresie, w jakim muszą,
* jeśli będziecie pracować tak jak lekarze na kilka etatów plus soboty i niedziele to też będziecie więcej zarabiać, więc do roboty.
Niestety społeczeństwo polskie robi się coraz bardziej komunistyczne. Nie znosimy tych, którym się udało, uważamy ich za złodziei i krętaczy. Nie akceptujemy w ogóle myśli, że ktoś może więcej zarabiać, bo odpowiednio wybrał zawód i ciężko pracuje. Coraz więcej ludzi uważa, że wszyscy powinni zarabiać tyle samo – i pani w sklepie, i krawcowa, i kierowca, i hydraulik, i lekarz, i architekt; i – bez względu na zajęcie – budownictwo, i energetyka, i IT i medycyna. No może wyjątkiem są urzędnicy, którzy zdaniem większości społeczeństwa nie zatrudnionego w urzędach powinni zarabiać najniższą krajową, opcjonalnie pracować w ramach wolontariatu.
I wiecie co jest najgorsze? Że ten komunizm będzie trwał nadal, bo jest przenoszony na dzieci. Moje dziecko opowiadało mi nie raz, że jego koledzy i koleżanki z klasy, kiedy zostaną ukarani np. uwagą lub złym stopniem z zachowania, to od razu mówią: ale proszę pani, on, ona, on, ona robili to samo i nie dostali uwagi, albo: ale oni siedzieli razem, więc każdemu powinna być wpisana uwaga.
Stereotypy stereotypami, ale prawdziwy jest kawał (choć nie śmieszny), który ostatnio przeczytałem, że diabły w piekle nie muszą pilnować Polaków, bo jak któryś się próbuje wyrwać, to inni go ściągają z powrotem…
Czy więc nadal uważacie, że nam tak daleko do Ukrainy? Przecież u nas też wystarczy przelanie czary goryczy, żeby do głosu doszły niższe emocje.