Kryzys

Dopadł mnie jakiś kryzys… twórczy. Trudno mi się skupić na pracy. Zamiast tego prowadzimy z kumplami jakieś bezsensowne dyskusje, albo siedzę i gapię się przez okno na mój zasyfiony samochód, którego ostatnio nie miałem czasu umyć. Zresztą, poza myciem przydałoby mu się też woskowanie i odkurzanie. A może również zmiana opon na letnie. Chociaż nie, jeszcze się wstrzymam. Skoro w NY spadło wczoraj tyle śniegu, to może i u nas pogodzie jeszcze odbije i przyprószy… Zasadniczo uważam, że jak ktoś ma pracę twórczą – wymyślanie jakichś tekstów, prototypowanie, malowanie, to powinien w ramach pracy co jakiś czas móc pojechać gdzieś w plener zrelaksować się, odświeżyć umysł, nabrać energii i natchnienia. Co prawda po urlopie trudno wejść w rytm regularnej pracy, ale za to człowiek wraca z nowymi pomysłami i tylko kwestią czasu jest kiedy i jak wprowadzi je w życie ku chwale zakładu pracy 😉

A ja tymczasem zamiast odpoczynku mam nadmiar zajęć zarówno w pracy jak i w domu. I ani od jednych, ani od drugich urlopu nikt mi nie da… Do tego żona złośliwie twierdzi, że to być może kryzys wieku średniego… Oj, nie chciałaby…

Czytałem dziś, że ma powstać remake „Muchy”, a właściwie remake ramake’a „Muchy”, bo pierwsza wersja pochodzi z 1958 r. (i doczekała się zresztą także kolejnych części). Jak widać nie tylko mi brak pomysłów. Także w kinematografii najwyraźniej dochodzą do wniosku, że wszystko już było i co prawda życie pisze różne scenariusze, ale ilość kombinacji jest ograniczona. Nawet jak przeniesiemy akcję w kosmos, do świata fantasy czy w odległą przeszłość. Poza tym, po co się wymóżdżać jak można zbudować coś na bazie sprawdzonego gotowca… 

A przy okazji taka refleksja mi się nasunęła: od małego mówiono mi o szacunku do książek. Ale albo moi rodzice mieli słabość do klasyki, albo wtedy wybór książek był niewielki i jakiś taki dokładniej wyselekcjonowany. Tak czy inaczej trudno mi szanować przeważającą ilość „książek”, które można teraz kupić w księgarniach. Istne jednorazówki (albo coś, czego w ogóle ze względu na stratę czasu i wpływ na mózg lepiej nie tykać). Zadrukowany papier o niewielkiej wartości. Zresztą widać to najlepiej po tym ile z tych „świetnych, modnych pozycji” trafia później na marketowe wyprzedaże po cenach makulatury…

Dobra, kończę, bo marudzę. Czas popracować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *