Pierwsze z głowy
Pierwsze wydatki i związane z nimi zamieszanie z głowy – czyli mikołajki. Nie obyło się bez długiego łażenia po sklepach, z żoną – za prezentami dla dzieciaków, z dzieciakami – za prezentami dla kolegi i koleżanki, bo przecież trzeba zrobić mikołajki do szkoły. Żona na szczęście tym razem sama podpowiedziała co chce dostać zachwycając się bransoletką na wystawie, przed którą „zaparkowaliśmy” w celu zrobienia narady pt. „to co w końcu kupić” i „gdzie jeszcze chcecie jechać”. Udało się ją dyskretnie kupić i zaplusowałem 😉 Sam dostałem słodycze (znowu przybędzie na wadze) i karnet na siłownię (dla równowagi; założyłem, że to nie sugestia).
Nie zmienia to faktu, że przed nami kolejne wydatki i kolejne zamieszanie, związane ze sprzątaniem, gotowaniem, pieczeniem, dzwonieniem po rodzinie i konsultowaniem czego ma być więcej na rodzinnym spotkaniu, no i znowu z kupowaniem prezentów i jeszcze choinki. Doprawdy, gdyby ludzie potrafili się cieszyć drobiazgami, albo gdyby w ogóle zrezygnować z prezentów, a po prostu cieszyć się spotkaniami, wszystko byłoby przyjemniejsze. A tak już mi ciśnienie skacze na myśl o niekończącym się zamieszaniu. A, no i nie zapominajmy jeszcze o wydatkach sylwestrowych i o zasadzie, że w Nowy Rok powinno się wejść z pełnym portfelem…
Pogoda póki co ciepła i przyjemna, co ponoć ma się wkrótce zmienić. Może w tym roku święta okażą się śnieżne, co jako kierowcę za bardzo by mnie nie cieszyło, ale jako miłośnika jeżdżenia na nartach, jak najbardziej 🙂