Początek maja

Kolejny miesiąc minął. I nie było czasu na pisanie. Święta minęły na wędrówkach po rodzinie. W poniedziałek wieczorem dzieciaki miały już dość i szczęśliwe wróciły do domu. Nic dziwnego, w rodzinie też niż demograficzny i „rozstrzelenie” wiekowe wśród kuzynostwa, nie to co w moim pokoleniu.

Długi weekend zapowiadał się ładnie, a później było jak było. Wybraliśmy się 1 i 4 maja na krótkie wycieczki, bo tylko w tych dniach pogoda była względna, a w pozostałe zgodnie z przewidywaniami nadrabiałem papierkozę. Nuda, zwłaszcza w tak deszczową pogodę, ale mam to przynajmniej za sobą.

Teraz najwyższy czas na wybór kolonii i urlopu, i zrobienie rezerwacji.

Na szczęście kolejny długi weekend dopiero pod koniec czerwca, więc można popracować.

Wpis

Ho, ho, ho… ostatni wpis sprzed prawie miesiąca. Zleciało. Choć w sporcie nie powiało od tego czasu optymizmem. Sytuacja na Krymie również nie poprawiła się, a wręcz przeciwnie – skomplikowała. Dziś dowiedziałem się, że leżymy w Europie Wschodniej i że Rosja może na swoim terytorium robić co chce, ale my już nie koniecznie. Przynajmniej takie jest zdanie rosyjskiego ministra. No cóż, chyba nie ma co walczyć o uznanie, że jesteśmy w Środkowej Europie, mimo że linie przecinają się na terenie Polski. Zarówno Zachód jak i Wschód wolą ignorować geografię i wrzucić nas do „wschodniego worka”. Cóż, mamy przekichane z takim położeniem geograficznym.

Poza światem „makro”, w moim „mikro” na szczęście nie jest tak źle. Wszystko się ładnie kręci, pogoda dopisuje; spokój i cisza. Dzieciaki dobrze się uczą, dają się wygonić na boisko, kiedy jest ładna pogoda, więc zakładam, że okres fascynacji komputerem powoli się kończy. Za 2,5 tygodnia świąteczny maraton po rodzinach, a półtora tygodnia później majówka i już się zaczyna „wiercenie dziury w brzuchu”, żebyśmy gdzieś pojechali. Zaakceptowałem wstępny plan z zastrzeżeniem, że nie będę niczego wcześniej rezerwował, bo pogoda nieprzewidywalna, a jeśli nie dopisze, to wolę nadrobić papierkozę w pracy niż siedzieć w hotelu i podziwiać deszczową pogodę przez okno. Jedna tylko rysa psuje mi humor – zjechane felgi w samochodzie – skutek zbytniego przytulania się żony do krawężnika… Za to na przeprosiny był wyjątkowo pyszny obiad. Chyba poudaję jeszcze trochę obrażonego, może będzie powtórka… 😉