W delegacji

Odzwyczaiłem się już od wyjazdów służbowych. Jakoś ostatnio tak to bywało, że większość spraw dało się załatwić telefonicznie i mailowo, ewentualnie kontrahenci przyjeżdżali do nas. A tu wczoraj przyszło mi się tłuc na drugi koniec Polski, a dziś i jutro rozmowy. Właściwie dziś już były, więc do wieczora mam wolne. Póki co siedzę sobie w restauracji czekając na obiad. Później chyba pójdę trochę pozwiedzać, tym bardziej, że pogoda sprzyja, bo co prawda mógłbym posiedzieć trochę pod telefonem, ale nie oszukujmy się, to żadna przyjemność spędzać czas w hotelu, mimo że całkiem przyzwoitym. Niby wszystko czyste i pachnące: wszystko odkurzone, pościel zmieniona, piękne narzuty na łóżko, czyste ręczniki, ale jakoś nie odczuwam przyjemności w spędzaniu tam czasu, w spaniu w łóżku i w pościeli, w których przede mną spały setki ludzi. Nawet jeśli wszystko jest odświeżone. Co w swoim to w swoim. Pewnie to samo można powiedzieć o talerzach, filiżankach i sztućcach w restauracji, ale jakoś mniej mnie to mierzi. Nie lubię delegacji także dlatego, że w podróżach służbowych można zapomnieć o 8 godzinnym dniu pracy i powrocie do domu, do swoich prywatnych spraw. Z kolei osobom, do których przyjeżdżamy z reguły nie zależy na pośpiechu – dowód: mój przyjazd. O 13:00 byłem już po rozmowach, a pozostałe jutro. Jakby nie można było zorganizować wszystkiego w jednym dniu. No dobra, wystarczy narzekania, bo obiad się zbliża. Mam nadzieję, że po nim w lepszym humorze spędzę czas 🙂