Wpis

Ho, ho, ho… ostatni wpis sprzed prawie miesiąca. Zleciało. Choć w sporcie nie powiało od tego czasu optymizmem. Sytuacja na Krymie również nie poprawiła się, a wręcz przeciwnie – skomplikowała. Dziś dowiedziałem się, że leżymy w Europie Wschodniej i że Rosja może na swoim terytorium robić co chce, ale my już nie koniecznie. Przynajmniej takie jest zdanie rosyjskiego ministra. No cóż, chyba nie ma co walczyć o uznanie, że jesteśmy w Środkowej Europie, mimo że linie przecinają się na terenie Polski. Zarówno Zachód jak i Wschód wolą ignorować geografię i wrzucić nas do „wschodniego worka”. Cóż, mamy przekichane z takim położeniem geograficznym.

Poza światem „makro”, w moim „mikro” na szczęście nie jest tak źle. Wszystko się ładnie kręci, pogoda dopisuje; spokój i cisza. Dzieciaki dobrze się uczą, dają się wygonić na boisko, kiedy jest ładna pogoda, więc zakładam, że okres fascynacji komputerem powoli się kończy. Za 2,5 tygodnia świąteczny maraton po rodzinach, a półtora tygodnia później majówka i już się zaczyna „wiercenie dziury w brzuchu”, żebyśmy gdzieś pojechali. Zaakceptowałem wstępny plan z zastrzeżeniem, że nie będę niczego wcześniej rezerwował, bo pogoda nieprzewidywalna, a jeśli nie dopisze, to wolę nadrobić papierkozę w pracy niż siedzieć w hotelu i podziwiać deszczową pogodę przez okno. Jedna tylko rysa psuje mi humor – zjechane felgi w samochodzie – skutek zbytniego przytulania się żony do krawężnika… Za to na przeprosiny był wyjątkowo pyszny obiad. Chyba poudaję jeszcze trochę obrażonego, może będzie powtórka… 😉

Wieje, śnieży

Bardziej wieje niż śnieży i z domu się nie chce wychodzić. Byłem dziś na poczcie, zrobić sobie spacer. Godzinę temu. Do tej pory, mimo że miałem czapkę, boli mnie ucho. Jakoś chyba nawiało. A trzeba było autem podjechać… Przez okno nie wygląda to źle, gorzej jeśli już się wyjdzie. Poprzewracane płoty – te „paletowe” drewniane, pełno połamanych gałęzi, wszędzie latające śmieci różnej wielkości. Konkretnie wieje. Dziwi mnie tylko brak przewidywania ludzi. Wichury były zapowiadane chyba dwa dni wcześniej, ale nie wszyscy zabezpieczyli rzeczy na balkonach i ogrodach. Jeden sąsiad zostawił na ogrodzie metalowy wiatraczek – ostatnio jak patrzyłem zostały z niego szczątki. Dobrze, że nie uderzył gdzieś w okno. Inny zostawił na balkonie kwiaty. Teraz są na dole. Jeszcze inny wystawił do śmieci fotel – leży sobie przewrócony na drugim końcu ulicy. I tak dalej, i tak dalej. Zwykle o zimie mówi się, że zaskoczyła drogowców, chociaż moim zdaniem w równym stopniu zaskakuje również wielu kierowców (którzy sobie nie radzą na śniegu lub wręcz do pierwszych opadów zwlekają ze zmianą opon). Tym razem – nawiązując do tego powiedzenia – można powiedzieć, że zaskoczyła wiele osób, którzy zbagatelizowali ostrzeżenia. Rzeczy nie pozabierane, chodniki nie posypane, a miejscami ślisko. A wystarczyłoby posypać jakimś piaskiem, albo kupić choćby sól drogową w workach i obsypać chodnik; i już byłoby bezpieczniej. Dobrze, że przed nami weekend, przynajmniej dzieci posiedzą w domu, zamiast chodzić po tym zimnie. Dziś chciałem moje zostawić w domu, ale dzisiaj Mikołajki, więc moje perswazje okazały się daremne. Trzeba było zanieść prezenty i odebrać swoje. Najważniejsze, że już wróciły i że od rana mają buzie uśmiechnięte od ucha do ucha.

Lato, lato i po lecie

Zleciało lato, minął już na szczęście pierwszy miesiąc szkoły, dzieciaki się przyzwyczaiły i uspokoiły. Można powiedzieć, że wreszcie wszystko wróciło do normalności, łącznie z pogodą, która też się uspokoiła po dwutygodniowych opadach. Wybraliśmy się ostatnio na spacer do lasu. Rzuciłem okiem przy okazji na grzyby. Niestety większość była spleśniała – zdecydowanie im też nie służyły opady. Ale udało się przypadkiem trafić na „kamień”, który okazał się być całkiem przyzwoitym prawdziwkiem. Oto on: