Wieje, śnieży

Bardziej wieje niż śnieży i z domu się nie chce wychodzić. Byłem dziś na poczcie, zrobić sobie spacer. Godzinę temu. Do tej pory, mimo że miałem czapkę, boli mnie ucho. Jakoś chyba nawiało. A trzeba było autem podjechać… Przez okno nie wygląda to źle, gorzej jeśli już się wyjdzie. Poprzewracane płoty – te „paletowe” drewniane, pełno połamanych gałęzi, wszędzie latające śmieci różnej wielkości. Konkretnie wieje. Dziwi mnie tylko brak przewidywania ludzi. Wichury były zapowiadane chyba dwa dni wcześniej, ale nie wszyscy zabezpieczyli rzeczy na balkonach i ogrodach. Jeden sąsiad zostawił na ogrodzie metalowy wiatraczek – ostatnio jak patrzyłem zostały z niego szczątki. Dobrze, że nie uderzył gdzieś w okno. Inny zostawił na balkonie kwiaty. Teraz są na dole. Jeszcze inny wystawił do śmieci fotel – leży sobie przewrócony na drugim końcu ulicy. I tak dalej, i tak dalej. Zwykle o zimie mówi się, że zaskoczyła drogowców, chociaż moim zdaniem w równym stopniu zaskakuje również wielu kierowców (którzy sobie nie radzą na śniegu lub wręcz do pierwszych opadów zwlekają ze zmianą opon). Tym razem – nawiązując do tego powiedzenia – można powiedzieć, że zaskoczyła wiele osób, którzy zbagatelizowali ostrzeżenia. Rzeczy nie pozabierane, chodniki nie posypane, a miejscami ślisko. A wystarczyłoby posypać jakimś piaskiem, albo kupić choćby sól drogową w workach i obsypać chodnik; i już byłoby bezpieczniej. Dobrze, że przed nami weekend, przynajmniej dzieci posiedzą w domu, zamiast chodzić po tym zimnie. Dziś chciałem moje zostawić w domu, ale dzisiaj Mikołajki, więc moje perswazje okazały się daremne. Trzeba było zanieść prezenty i odebrać swoje. Najważniejsze, że już wróciły i że od rana mają buzie uśmiechnięte od ucha do ucha.