Ubezpieczenie samochodu
No i nastał nam ten przykry miesiąc, w którym trzeba było zrobić przegląd samochodu (i za niego zapłacić) i ubezpieczyć auto na następny rok. Poprosiłem o ofertę dotychczasowego ubezpieczyciela i… wycenił mi dużo drożej niż w poprzednim roku. Pytam dlaczego, a on mi na to, że szkodę zgłaszałem. No, ok zgłosiłem (w końcu po to się ubezpieczam), bo mi jakiś … ktoś… bok porysował. Zresztą nie wysilili się z wypłatą odszkodowania i jak tylko znajdę wolną chwilę, to się będę odwoływał. Tymczasem to co mi wypłacili dorzucili do składki za nowy rok uzasadniając tą szkodą i tym, że auto czym starsze tym większe ryzyko, że się zepsuje więc składka rośnie… Tia. Zrezygnowałem z nich, inni zaproponowali mi taniej. To się od razu rozdzwonił telefon z wyjątkową ofertą dla utrzymania klienta. Podziękowałem, trzeba było klienta docenić od razu, a nie dopiero jak zrezygnuje. Zresztą jak nie potrafią się zachować przy takiej małej szkodzie, to co by było przy większej (oby nigdy nie nastąpiła)… Ostatecznie to była szkoda materialna, którą łatwo wycenić, a nie jakieś odszkodowanie za trwały uszczerbek na zdrowiu, który nie wiadomo ile wynosi. To nie, wycenili np. godzinę robocizny na 10 zł!!! Przepraszam, ale nie znam firmy, która by tyle brała za godzinę, po prostu by nie wyżyła ze swoich usług. No i jeszcze dorzucili mi udział własny pod zagmatwaną nazwą, na którą nie zwróciłem uwagi, mimo że wyraźnie podkreślałem, że go nie chcę.
Całe szczęście, że na przeglądzie obyło się bez dodatkowych kosztów. Auto sprawne, zadbane, wszystko z nim w najlepszym porządeczku, więc pewnie pojeżdżę nim jeszcze z 2-3 lata, bo po co wymieniać. Oddzielnie, przed przeglądem, wymieniłem tylko filtry, olej silnikowy i wyczyściłem klimę. Mam wrażenie, że nabili ją bardziej niż ostatnio, bo dużo mocniej chłodzi.