Świat pełen paradoksów

Dziś czytałem o kolejnym przypadku człowieka zmarłego na covid. Nie jest to żadna nowość, bo o wielu takich przypadkach słyszałem już od znajomych, choć zazwyczaj nie aż tak drastycznych. Otóż 30-letni lider (i jeden z założycieli) ruchu antycovidowego z Teksasu zmarł na covid. Taki paradoks.

O ile jestem w stanie – do pewnego stopnia – zrozumieć obawy przed szczepionkami, o tyle nie jestem w stanie zrozumieć negowania konieczności zachowania ostrożności, żeby się nie zarazić. Jeśli nawet maseczki miałyby w niewielkim stopniu zapobiegać zakażeniu, to ten niewielki stopień też jest istotny i warto go wykorzystać.

Zresztą być może człowiek by przeżył, gdyby od razu zaczął się leczyć. Tyle, że on w imię niechęci do podwyższania statystyk choroby, w której istnienie nie wierzył, wolał leczyć się witaminą c i aspiryną… A efekt jest tragiczny, bo został częścią statystyk śmiertelności, a nie tylko zachorowalności.

Niestety brak wiary w chorobę nie chroni przed zakażeniem. Przykre, ale prawdziwe.

Certyfikaty SSL

Od kilku lat Google zapowiadało, że będzie promować strony bezpieczne, czyli te szyfrowane przez protokół https. Inaczej mówiąc: posiadające certyfikaty SSL. Przez większość tego czasu nic się nie działo, więc wiele firm, które kiedyś wykupiły certyfikaty, z czasem z nich zrezygnowało. Obecnie, być może na skutek pandemii  i położenia większego nacisku na bezpieczeństwo w sieci, widać, że temat ruszył.

Jeśli czegoś szukacie w wyszukiwarce google czy innej, na pewno zwróciliście uwagę na to, że wiele stron zaczyna się od „https”, a nie jak dotychczas „http”. To właśnie oznacza, że posiadają one certyfikaty SSL. Na rynku funkcjonuje ich wiele, jedne są droższe, inne tańsze. W różnym zakresie także chronią użytkownika.

Zasadniczo mamy trzy rodzaje certyfikatów: certyfikaty DV (domain validation), certyfikaty OV (organisation validation) oraz certyfikaty EV (extended validation).

Ze względu na dobrą cenę najczęściej wybierane są certyfikaty DV. Są one wystawiane przez kilka firm (zagranicznych) po zweryfikowaniu prawa do posiadania domeny. Potwierdzają zatem czy ktoś mówiąc kolokwialnie: nie podszywa się pod właściciela domeny. Te certyfikaty poznacie (w pewnym zakresie) po niebieskiej kłódeczce przy https’ie.

Drugim rodzajem certyfikatu są certyfikaty OV. W ich przypadku, oprócz prawa do posiadania domeny (jak przy certyfikatach DV) są weryfikowane także dane firmowe jej właściciela. Zakres sprawdzania jest więc większy. Certyfikaty te mają także niebieską kłódeczkę przy https’ie.

Najwyższy poziom weryfikacji danych zapewniają certyfikaty EV i one najbardziej różnią się wizualnie od pozostałych dwóch rodzajów, gdyż mają zieloną kłódeczkę oraz zielony pasek informacyjny, na którym znajdziemy nazwę właściciela domeny (potocznie nazywane są green bar). Certyfikaty te są wykorzystywane przez duże przedsiębiorstwa finansowe np. banki, pośredników finansowych, towarzystwa ubezpieczeniowe, duże sklepy internetowe i inne firmy, które chcą położyć nacisk na najwyższy stopień bezpieczeństwa i prestiż w sieci.

Z reguły certyfikaty są rejestrowane na rok, a następnie przedłużane na kolejne okresy. Do niedawna można było kupić certyfikaty 3-letnie, ale właśnie ze względów bezpieczeństwa podmioty certyfikujące zrezygnowały z nich. Mogłyby bowiem wprowadzić w błąd, gdyby dana firma straciła stronę w tym okresie i przejął by ją inny podmiot, a certyfikat potwierdzałby stan już przeszły.

Wiosenna aktywność

Zimowy sezon zakończyłem rehabilitacją po zabawie w skitoury… Trwała nie krótko i wymusza na mnie codzienne ćwiczenia. Było miło, ale jestem na to już za stary. Trzeba bardziej dbać o zdrowie i zrezygnować ze sportów obarczonych takim ryzykiem.

W tym sezonie postawiłem na rower; ciężko zdobyty, bo ludzie się rzucili na ten środek tranasportu. Jest lekki, aluminiowy do jeżdżenia po szosach a nie single trackach, bo zdecydowanie nie chciałbym odnowić kontuzji. Producenta nie zdradzę 😉 Super buduje kondycję i wytrzymałość, a jednocześnie nie nadwyręża stawów i nie przeciąża kręgosłupa. Polecam.

Do pełni szczęścia brakuje mi tylko bardziej stabilnej pogody. W tym roku biję rekordy jazdy w czasie ulewnego deszczu. Nie, żebym w taki wypuszczał się z domu. Co to to nie. Wychodzę – jest pięknie. Jestem 30-40 km od domu – ulewa i żadnego miejsca do schronienia się. Nawet apki pogodowe gubią się w informacjach czy, o której i gdzie będzie padać. Odnoszę też wrażenie, że niemal codziennie wieje ponadnormatywnie. No dobra, dość narzekania. Miałem zachęcać, a nie zniechęcać.

Dodam więc jeszcze, że na wadze mniej o 7 kg i to się czuje i widzi 😉 Dorzucam fotę zrobioną w czasie uzupełniania elektrolitów na trasie. Patrzcie na tę soczystą, jasną zieleń. A lepiej sprawdźcie sami jak to wygląda na żywo, bo efekt jeszcze piękniejszy 🙂

Byłem w górach…

No więc tak… Wybraliśmy się z kumplami w niedzielę w góry. Ze względu na prognozy słonecznej pogody, wybraliśmy Karkonosze, licząc na piękne widoki. Prognozy były takie: w Szklarskiej Porębie (skąd wyruszyliśmy) miało być -4C, na Szrenicy -8C. Do tego słońce i minimalny wiaterek. Dodam jeszcze, że mieliśmy dość długą przerwę w dłuższych spacerach, a zaplanowaliśmy trasę na ok. 20 km, ze sporymi przewyższeniami.

Pierwsze zdziwienie było już po drodze. Temperatura oscylowała w granicach od -12C do -17C. Tak przynajmniej pokazywał termometr w aucie. Na stacji wysiadłem zatankować i autentycznie przez tę chwilę zmarzły mi nogi. Dodam, że nie mam typowych treków na zimę. Reguluję temperaturę skarpetami.

W Szklarskiej było -12C, więc „małe” prognozowe potknięcie… Na szczęście pierwszy odcinek był ostro pod górkę, więc się szybko rozgrzaliśmy. Później była ciepła herbata kupiona w schronisku. I drugie śniadanko w plenerze. Pogoda była niemal idealna: błękitne niebo, leciutki wiaterek i błyszczący biały śnieg. Trasa była przetarta. Udało się przejść całą, tzn. dojść nad Śnieżne Kotły.  Jedynie mróz doskwierał na twarzy, bo rzeczywiście szczypał. Musiało być sporo stopni poniżej zera. Zasadniczo wycieczka na duży plus, z kilkoma małymi minusami. I nie chodzi o ten mróz, bo wiadomo, jest zima.

Minusy to to, że najwyraźniej obniżyła nam się forma. Zasapaliśmy się jak starsi panowie bez kondycji. Były przerwy na złapanie oddechu, często ukrywane pod płaszczykiem: poczekajcie, zrobię fotę. Wczoraj wszyscy mieliśmy wyraźnie obniżony poziom energetyczny, uzupełniany słodyczami i… co dziwne, prawie wszystkich bolała głowa, większość miała też zakwasy. Z tą głową to nie wiem czy to efekt dużych różnic ciśnienia, dodatkowo wzmocnionych przez mróz, czy przewentylowaliśmy się czystym górskim powietrzem? Co też jest prawdopodobne 😉 bo mróz ściągnął w dół smog i ludzie w górskich miasteczkach sami się truli. Co było wyraźnie czuć po drodze. Nie znoszę w zimie przejeżdżać przez te wioski i miasteczka, bo od razu zaczyna w aucie śmierdzieć spalenizną.

A wniosek jest jeden: trzeba się więcej ruszać (i dla pięknych widoków i dla kondycji).

Wspaniała zima

W górach mamy wspaniałą zimę. Nie co roku taka się zdarza, z taką ilością śniegu i to w tylu pasmach górskich. Nawet na niezbyt dużych wysokościach. Byłby doskonały rok, żeby właściciele stoków i pensjonatów odbili sobie „ciepłe”, krótkie sezony. To nie, na stokach można się zarazić, trzeba je zamknąć.

Co prawda narciarze to najbardziej opatulona grupa w górach, ale kogo to obchodzi. Wkurzają mnie takie bezmyślne decyzje. Kompletnie bez uzasadnienia. Zamykanie, żeby zamknąć.

No nic, ulało mi się. Niestety na nartach nie pojeżdżę, ale za to wybieram się na dłuższy marsz po górach. Chociaż widokami oczy nacieszę. Trzymajcie się ciepło 🙂

Nowe podatki i podwyżki opłat od 2021 r.

Nie owijając w bawełnę powiem, że od przyszłego roku państwo będzie wyciągało od nas więcej pieniędzy. Na co? Oto lista:

  1. wzrośnie opłata za prąd,
  2. dojdzie opłata mocowa (jak dla mnie to wsparcie dla elektrowni węglowych) oraz OZE (wsparcie zielonej energii),
  3. dojdzie opłata za wymianę oleju silnikowego,
  4. wchodzi podatek cukrowy (na razie od napojów słodzonych),
  5. wchodzi opłata „małpkowa” (trzeba będzie się przerzucić na większe butelki 😉 ),
  6. wróci podatek od dochodów uzyskanych za granicą (coś czuję, że nie zachęci to do powrotu do kraju),
  7. wchodzi podwójne opodatkowanie wspólników spółek komandytowych i jawnych (spółki te zostaną podatnikami CITu, a że wspólnicy mają większą odpowiedzialność niż wspólnicy spółek z o.o., więc przypuszczam, że w krótkim czasie będziemy mieli urodzaj na spółki z o.o.),
  8. wchodzi podatek od środków transportu przekraczających 3,5 tony,
  9. media publiczne klepią biedę, więc wzrasta również abonament RTV,
  10. w podatkach lokalnych wzrasta podatek od nieruchomości, posiadania psa, opłata targowa i uzdrowiskowa,
  11. wzrasta opłata za wywóz śmieci,
  12. dużo więcej osób zapłaci podatek od deszczu (jest: dla działek o powierzchni co najmniej 3,5 tys.m2 zabudowanych w conajmniej 70%, będzie: dla działek o powierzchni co najmniej 600 m2 zabudowanych w conajmniej 50%),
  13. wchodzi podatek od plastiku,
  14. wzrasta wyrokość składek na ZUS dla przedsiębiorców,
  15. mają wejść także: podatek od węgla, cyfrowy, opłata przekształceniowa OFE, handlowy (w fazie planowania).

A były takie piękne zapowiedzi, że rządzący wiedzą, że jest trudno i źle, i że w związku z tym podatków nie podniosą. A wyszło jak zawsze…

No cóż, nie pozostaje chyba nic innego, tylko rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady 😉 A jeśli już komuś przyjdzie na to ochota, to polecam przejść się Połoniną Wetlińską – na tym blogu możecie sobie trochę o niej poczytać.

Poza tym szczęśliwego Nowego Roku, dużo zdrowia, radości i optymistycznego patrzenia w przyszłość, bo cóż innego nam pozostaje. Bawcie się dobrze w Sylwestra, niekoniecznie z niedofinansowanym TVP, bo skoro im brakuje kasy, to pewnie ekskluzywnie nie będzie 😉

Dalej chodzę zdziwiony

Jak zacząłem się dziwić na początku roku, tak mi zostało. Tak dziwnego roku to jeszcze nie było. Kryzysy polityczne i duże zmiany w polityce na świecie. Pandemia. Wykorzystywanie pandemii do ograniczenia praw obywatelskich, zwłaszcza u nas. Nie jest to tylko moje zdanie, ale też niezależych obserwatorów i dziennikarzy. Pogoda – zaczęło się suszą, a później były zalania; ogólnie zimny rok.

Mimo, że powodów do pisania było wiele, jednak długo tego nie robiłem. Nie chciałem swojej frustracji wylewać na blogu. Trzeba walczyć o utrzymanie dochodów, a nie tracić czas na wylewne wpisy. A z tym jest coraz gorzej. Grozi nam kolejny lockdown, przy jednoczesnym ograniczeniu wsparcia ze strony państwa, które dotychczas też nie powalało. Było takie na pokrycie niektórych kosztów, a nie żeby przeżyć i zarobić.

Coraz więcej firm, dużych firm, notuje tak duże straty, że po kolei ogłaszają zamknięcia sklepów stacjonarnych. Zatem będzie jeszcze gorzej, kiedy choćby byli sprzedawcy w galeriach zasilą szeregi bezrobotnych.

Kto może, przenosi się do internetu, ale cóż z tego, skoro nie wszystko da się sprzedać/kupić w sieci, a poza tym ten rodzaj sprzedaży nastręcza też wielu problemów z uwagi na odsyłanie towarów, bo nie można przymierzyć. W przypadku butów i ciuchów jest to problem. I to wielki problem.

Koronawirus rujnuje zdrowie, restrykcje – nerwy i życie. Co i jak chronić to już kwestia sporna. Na pewno nie ma sensu się nadmiernie narażać, ale położenie się do łóżka z zamiarem przeczekania sytuacji też nie wchodzi w grę. Trzeba walczyć z apatią własną i dzieciaków, przyznam, że ograczonymi środkami. Korzystając z pogodnego weekendu zamierzam je zabrać na wycieczkę. Kto wie, czy to nie będzie nasza ostatnia wycieczka w tym roku.

Dlaczego? Bo jak miecz Demoklesa wisi nam nad głowami groźba kolejnych ograniczeń. Zapowiada się znacznie głębszy kryzys gospodarczy niż ten z 2008 roku… A to, że dotyczy nie tylko nas, lecz jest rozlany na cały świat, nie ułatwia sytuacji.

Dziwi mnie to

Czasami słyszę, a nawet wypowiadam popularne powiedzenie: w moim wieku już nic nie jest w stanie mnie zdziwić. Tyle, że to nie prawda. Przynajmniej w moim wypadku. Potrafią mnie zdziwić zarówno reakcje ludzi na rzeczy normalne, jak i na nienormalne. I w ogóle wiele różnych rzeczy.

Żeby nie gadać tak trzy po trzy bezsensu podam przykłady. Wiem, że wszystkie towary można podzielić na te: kiepskiej jakości (więc tanie), normalnej jakości (optymalne cenowo), dobrej jakości (drogie) i bardzo drogie. W tym ostatnim przypadku króluje przekonanie, że są to towary luksusowe, wyjątkowej jakości. Z tą jakością to różnie bywa. Po prostu są one skierowane do osób, które lepiej się czują kupując horrendalnie drogie rzeczy. A horrendalnie drogie mogą być zarówno samochody, jak i skarpetki. Nie, to mnie nie dziwi. Zdziwiłem się jednak, kiedy zobaczyłem, że moja małżonka kupiła sobie właśnie takie horrendalnie drogie… legginsy. Serio? Serio!

Zdziwiłem się także dziś czytając informację o kolejnym potwierdzonym przypadku koronowirusa w naszym kraju. Minister przekazując ją powiedział, że pacjentka nie była za granicą i nie miała kontaktu z osobą chorą… Serio, panie ministrze? Ja rozumiem, że mogła nie wiedzieć, że miała, ale żeby minister zdrowia w XXI w. powoływał się na teorię samorództwa…

Co jeszcze mnie ostatnio zdziwiło? Przyzwyczaiłem się już do tego, że wszyscy Chińczycy i Koreańczycy przebywający w naszej okolicy, chodzą w maseczkach. Jednakże zdziwił mnie wczoraj widok Chinki czy też Koreanki jadącej samochodem w maseczce… W aucie była sama…

Obawiam się, że w najbliższych miesiącach wiele razy jeszcze będę zdziwiony.

Przegląd prasówki

Dobra, dziś będzie przegląd prasówki, bo mnie zaintrygował, więc postanowiłem napisać trochę o tym co się dzieje na świecie.

  1. w Hiszpanii szaleje sztorm (z gigantycznymi kilkunastometrowymi falami) oraz śnieżyce, nawet na terenach, na których od 40 lat śnieg nie był widziany,
  2. w Jerozolimie rozpoczęło się V Światowe Forum Holokaustu, na które nie pojechał nasz prezydent, bo strzelił focha na Rosję. Zatem prezydent Rosji może sobie mówić co chce, bo kontry nie będzie. Dziwne to tym bardziej, że większość Żydów, która zginęła miała polskie obywatelstwo, jakby nie patrzeć.
  3. prezydent ma chyba jakiś nerwowy czas. Kłóci się nie tylko z Putinem. Słowami Gomułki próbował „dopiec” także UE… No i mamy jeszcze spór na linii TK – SN, z udziałem Sejmu i Prezydenta… Tragedioza…
  4. z Chin rozprzestrzenia się koronowirus. Widziałem film jak walczą z nim Chińczycy i jakie zabezpieczenia stosują w szpitalu. Z przykrością stwierdzić muszę, że jesteśmy lata świetlne za nimi i na takie „akcje” nie jesteśmy przygotowani.
  5. odnośnie „ustawy kagańcowej” i jej uzasadnienia, że władza sądownicza nie powinna krytykować ustawodawczej, to stwierdzić muszę, że ponieważ NADAL mamy trójpodział władzy i jej równość, więc oczekuję rozciągnięcia tej ustawy także na władzę ustawodawczą i wykonawczą, tak aby przedstawiciele wszystkich tych władz za wzajemne krytykowanie wylecieli z roboty. Jeśli już wprowadza się takie zasady to dla wszystkich.
  6. Windows jakiś czas temu ogłosił, że przestaje pracować nad 7. Teraz zaczyna się nagonka na zakup 10 i to przy wykorzystaniu bardzo skutecznej metody – za chwilę nie zalogujesz się do banku, jak używasz 7…
  7. no i oczywiście w tym roku będzie drożej. Pewnie dużo drożej. Skoro już pensje rosną i są rozdawane kolejne pieniądze z budżetu, to trzeba je „przejeść”, żeby przypadkiem Polacy nie odłożyli, bo przecież trzeba nakręcać PKB. Będzie droższy prąd, pieczywo, warzywa, owoce, transport, paliwo, … dobra uproszczę – wszystko.

O czymś zapomniałem? Coś pominąłem? No cóż, dużo się dzieje. A to powyżej najwyraźniej najbardziej mnie zainteresowało.

Gonimy własny ogon

Ludzie uczą się cały czas czegoś nowego, ale sam proces myślenia (a nie wymyślania kolejnych przedmiotów czy opracowywania technologii) to ewolucja rozłożona na wieki. Grube wieki. Na razie nie ruszyliśmy nawet z miejsca. Nadal gonimy własny ogon łudząc się, że panujemy nad przyrodą czy nawet nad sobą samymi w kontekście makro, a tymczasem nic z tego.

Nie panujemy ani nad pożarami w Australii, ani nad tymi, które były na Syberii, ani nad globalnym ociepleniem, podnoszeniem poziomu wód, przez co całe narody – na razie – wyspiarskie muszą opuszczać swoje domy. Nie panujemy nawet nad ilością śmieci wytwarzanych na świecie i zalegających gdzie się da, czyli głównie w biedniejszych państwach i oceanach.

Nie panujemy też nad nieodpowiedzialnymi politykami dążącymi do kolejnych wojen, w wyniku których kolejne nieszczęścia spadną na niewinną ludność.

Za to marzy nam się podbój kosmosu i przenoszenie tej nieodpowiedzialności dalej…

Liczyłem na ciekawe lata dwudzieste, ale samo słowo „ciekawe” rozumiałem raczej w pozytywnym znaczeniu, a nie jako przekleństwo z chińskiego powiedzenia. Tymczasem sytuacja zmierza w fatalnym kierunku. Oby tendencje się jak najszybciej zmieniły. Może już czas na jakiś mały tiptopek cywilizacyjny. Wszystkim by to wyszło na dobre – i ludziom i zwierzętom i roślinom i w ogóle całej planecie.

Dobra, dość smędzenia w nowym roku. Najlepszego!