Computer czy komputer

Ostatnio młody pisał wypracowanie czy jakieś inne wypociny z polskiego i zamiast komputer napisał computer. Nie wiem skąd mu się to wzięło, może wcześniej uczył się angielskiego, a może chciał być taki „do przodu”. Niestety na polonistce nie zrobiło to dobrego wrażenia. Wytknęła mu błąd. Niby nic, nie warto się przejmować, ale na dobrą sprawę można się zastanawiać, czy – biorąc pod uwagę to co się dzieje na rynku – należy to uznać za błąd. No bo tak: dorośli, dobrze wykształceni ludzie dając ogłoszenie o pracę często piszą o stanowiskach, których nazwy nie funkcjonują w języku polskim. Dziś nie poszukuje się już sprzedawcy czy kierownika, tylko seller’a czy managera. A to najłatwiejsze przykłady. Większość stanowisk trzeba poszukiwać w tłumaczu Google, bo nawet słowniki ich nie obejmują. Że o pisaniu całych ogłoszeń w innych językach nie wspomnę. Spróbujcie ogłoszenie o pracę po polsku zamieścić za granicą, to będziecie mieli chryję taką jak niedawno w Anglii. A u nas: wszystko dozwolone. Może więc ten computer to nie taki wielki błąd. Zresztą nawet w normalnej mowie i piśmie mamy sporo zapożyczeń. W równym stopniu używa się słowa developerzy co deweloperzy (przez w), na wielu mieszkaniach wiszą płachty/tablice z napisem: na sprzedaż for sale. Wiele produktów nie ma swojego polskiego odpowiednika, a i tak wiadomo o co chodzi; choćby taki biofinity. Kartofle też przeszły, mimo że „po naszemu” to ziemniaki. Przyjęło się: ksero (zamiast kopiarki), serwer (zamiast nie wiem czego), itd. Wiele ludzi komunikuje się ze sobą za pośrednictwem FB, a tam również nie wszystkie regulaminy są przetłumaczone i trzeba rozszyfrowywać angielski. Większość ras psów również nie ma swoich polskich odnośników. Pewnie można tak wymieniać bardzo długo… Więc błąd czy nie błąd?